Wojciech Łazarczyk, bez tytułu
Wojciech Łazarczyk
bez tytułu, 1999, akryl na płótnie, 145 × 314 cm
Kolekcja II Galerii Arsenał w Białymstoku. Praca zakupiona przez Galerię Arsenał
Przyglądając się wybranym obrazom Wojciecha Łazarczyka, można by stwierdzić, że nie przedstawiają one niczego, bądź też że przedstawiają „nic”. Artysta zrezygnował z ikonicznej i narracyjnej warstwy dzieła, odrzucił symbolikę oraz sferę znaczeń, jakie mogą nieść ze sobą pojawiające się na niektórych jego pracach krzyże, prostokąty czy linie. Środki wyrazu Łazarczyk ograniczył do koloru, któremu także odmówił narastającej przez stulecia symbolicznej wartości. Postawa przyjęta przez artystę każe widzieć jego realizacje jako odrębną rzeczywistość, samoistne byty, które nie wyrażają nic poza sobą i czystym, surowym malarstwem.
W wypadku twórczości Łazarczyka podstawową kwestią wydaje się pytanie o obraz jako taki, sens i sposób jego istnienia. „Chciałem znaleźć coś więcej, niż widać na obrazie” – zadeklarował artysta w jednym z wywiadów. Proces malowania polega u niego na długim, trwającym kilka miesięcy, wielokrotnym nakładaniu na płótno laserunkowych warstw farby. Jednakże wbrew pozorom powstające w ten sposób realizacje nie noszą wyraźnych śladów tej konsekwentnej, niemal medytacyjnej pracy. Ich powierzchnia wydaje się doskonale zunifikowana i oddana wyrafinowanemu, chłodnemu działaniu barw. Nie chodzi tu więc o materialność farby i tkanki malarskiej ani o zmagania z materią i dążenie do jej jak najgłębszego poznania bądź przepracowania. Malarski gest jest dla Łazarczyka nieistotny, każda kolejna warstwa farby nakładana na płótno ma służyć jego zatarciu, każdy kolejny ślad ma przykryć poprzedni. Malowanie ma więc prowadzić do rozdzielenia dzieła i jego twórcy.
Przyglądając się płótnom o gęstej, welurowej teksturze, trudno jednak zgodzić się, że niczego nie przedstawiają. Poszczególne warstwy delikatnie przebijające jedna przez drugą pokazują nieskończoną potęgę iluzji, zdają się otwierać na rzeczywistość autonomicznego „świata obrazu”. W tym też momencie dzieło, niejako oderwane od artysty, staje się domeną odbiorcy i wyobraźni budzonej siłą koloru.
Izabela Kopania